🃏 Miłość W Czasach Zarazy Janusz Schwertner
Opis. Florentino, odrzucony przez piękną Ferminę w zdrowym wieku, poświęca część swojego dorosłego życia sprawom cielesnym jako desperacką próbę uzdrowienia złamanego serca. Oryginalny Tytuł Love in the Time of Cholera.
Gabriel García Márquez (ur.1928); pisarz kolumbijski, jeden z najwybitniejszych prozaików XX wieku, autor takich światowych bestsellerów jak: Sto lat samotności, Jesień patriarchy, Szarańcza, Dwanaście opowiadań tułaczych, Raport z pewnego porwania, Miłość w czasach zarazy, Opowieść rozbitka, Kronika zapowiedzianej śmierci
Rozmiar : 3.3 MB. Miłość w czasach zarazy, napisana przez Gabriela Garcię Marqueza z ogromną czułością, humorem i wyrozumiałością, to niezwykła powieść o miłości, która okazuje się silniejsza od samotności, od fatum i od śmierci. Jest to historia uczucia niewydarzonego bękarta i poety Florentino Arizy oraz trzeźwej
W starciu z zarazą polskie państwo skapitulowało”, z kolei Janusz Schwertner walczy o nagrodę w kategorii Reportaż prasowy/ internetowy za „Miłość w czasach zarazy”. Zwycięzców
Listen to Miłość w czasach zarazy on Spotify. Wojciech Myrczek · Single · 2020 · 1 songs. Wojciech Myrczek · Single · 2020 · 1 songs.
Zapis spontanicznego, domowego koncertu zespołu PLATEAU zagranego online w czasach kwarantanny spowodowanej koronawirusem.Kup płyty zespołu z autografami: ht
52 votes, 18 comments. 522K subscribers in the Polska community. Społeczność dla piszących i czytających po polsku. English posts are welcome if…
"Miłość w czasach zarazy" to powieść wydana w 1985 roku. Jej oryginalny hiszpański tytuł, "El amor en los tiempos del cólera", wskazuje, o której chorobie mowa jest w dziele.
Sprawdź niskie ceny i kup Miłość w czasach zarazy w księgarni internetowej tantis.pl ⭐ Szybka wysyłka!
SGXDG. PROLOG – I ostatnie pytanie: czy myślała pani o tym, że może pani jeszcze pogorszyć sytuację chorych?– Tak, często zadawałam sobie pytanie: „I co, teraz odchodzę, odwracam się i te dzieci już mnie nie obchodzą?”. Jednak nie widziałam innego pani doktor kończy długi wywiad, którego właśnie udzieliła. Janusz Schwertner, dziennikarz dziękuje, wyłącza dyktafon i wychodzi. Właściwie już przy drzwiach słyszy słowa, które będą go prześladowały przez następne miesiące.– A wie pan, czasami, nie tak rzadko, zdarza się w Polsce podczas leczenia psychiatrycznego dzieci, że pracownicy oddziałów wykorzystują seksualnie młode dziewczyny. Ot, niedawno w szpitalu w Józefowie był przypadek nastolatki wykorzystywanej w ten sposób przez wiele dni. Ale niestety bardzo trudno znaleźć dowody, bo w tym stanie pobudzenia psychicznego u pacjentek często pojawia się także pobudzenie seksualne i te młode dziewczyny same pragną tego seksu. Nie, nie jest łatwo do tych przypadków dotrzeć. Ale może panu się uda? Niech pan próbuje. To jeszcze jeden element tej fatalnej układanki, jaką jest stan psychiatrii dziecięcej w Polsce...*Bardzo szybko, gdy dociera się tu i ówdzie, okazuje się, że w środowisku – pacjentów i lekarzy – jest znany co najmniej jeden przykład seksualnego wykorzystywania młodej pacjentki przez pielęgniarza. Przypadek tej, nazwijmy ją Anną X, jest jednak bardzo trudny do opisania, bo choć pielęgniarza wyrzucono z pracy (były tylko poszlaki i podejrzenia), to sama dziewczyna nie tylko nie chce mówić o naturze ich relacji, ale w dodatku go przed kilkoma miesiącami żaden z autorów piszących tę książkę nie miał pojęcia o tym, że istnieje jakikolwiek problem związany z psychiatrią, dziećmi, młodzieżą i samobójstwami. Zaczęło się trochę Schwertner kilka lat wcześniej pisał materiał o świecie przestępczym. Jednym z bohaterów miał być Sławomir Opala, kultowy gliniarz, pierwowzór policjanta Despero z filmu Pitbull. Ostatni pies. Gliniarz, który po kolejnych życiowych upadkach, w 2015 roku, w dniu święta policji, popełnił dziennikarz niuchał. Wtedy rozmawiał z wieloletnią przyjaciółką policjanta Kasią. Kiedyś nawet w jakimś sensie reprezentowała go w kontaktach z mediami. I to ona, jego informatorka, najpierw zawzięcie dyskutowała z nim o mafii, policji i trupach, a potem nagle po kilku latach niespodziewanie sama poprosiła go o spotkanie. Chciała opowiedzieć o swojej przyjaciółce, matce chłopca, który ma problemy psychiczne i trafił na oddział psychiatrii dziecięcej.– Ten oddział to bagno jak w jakimś bantustanie sprzed półwieku! – mówi. – A znajduje się nie w Trzecim Świecie, tylko w Józefowie pod Warszawą. Dodaje, że przyjaciółka zrobiła tam potajemnie zdjęcia. Że ona, Kasia, sama jest mamą i jest przerażona tym, co zobaczyła. Ale że ma do dziennikarza zaufanie, to uważa, że i on powinien te zdjęcia zobaczyć.– Bo trzeba coś z tym zrobić, no nie? Dziennikarz zobaczy więc fotografie zrobione ukradkiem w Józefowie w czasie następnego spotkania. Ujrzy na nich ścianę pomazaną krwią z rysunkami męskich genitaliów i napisami: „Nie chce mi się żyć”, „Jebać życie” i wieloma innymi równie optymistycznymi. Dziennikarz przyznaje kobiecie rację – rzeczywiście, aż trudno uwierzyć, że tak to wygląda. Ale że sam nie miał pojęcia o psychiatrii dziecięcej, więc poprosił o spotkanie z przyjaciółką tak poznał Agnieszkę, trzydziestoparoletnią kobietę, już mocno zmęczoną życiem. Kiedy rozmawiała z dziennikarzem, cały czas zerkała na telefon, bo jej syn Kacper żył wtedy w ciągłym po pobycie w te zdjęcia to ona zrobiła. Po kryjomu. Wtedy po raz pierwszy pojawiła się ze swoim synem na oddziale psychiatrii dziecięcej. Kacper, jako ofiara prześladowania rówieśniczego i homofobii w szkole, regularnie się okaleczał i myślał o samobójstwie. Wtedy spędziła tam półtora miesiąca, odwiedzając go codziennie. Była zszokowana tym, co zobaczyła. W każdym wymiarze. Począwszy od tego, jak zachowuje się personel. Przez to, jak wygląda ośrodek – ściany, łóżka, meble. Aż po sytuację z wyżywieniem. Ta ostatnia sprawa zrobiła na niej szczególnie przejmujące wrażenie. Najpierw zauważyła, że Kacper nie chciał nic jeść na tym oddziale, bo jedzenie było obrzydliwe. Później zauważyła, że wszyscy jego koledzy z oddziału też nic nie jedli. Ba, że niektórzy głodowali tam nie po to, by się buntować, ale po prostu nie byli w stanie nic przełknąć. Stare bułki, spleśniały chleb, na którym namazano odrobinę masła. Jakieś ochłapy wędliny. Było tak, jak w opisujących tę sytuację artykułach, że więźniowie w zakładach karnych mają lepsze wyżywienie niż pacjenci w na koniec Agnieszka spostrzegła, że choć przywozi dziecku bardzo dużo jedzenia, wszystko znika niemal natychmiast. Warto dodać, że na psychiatrię dziecięcą często trafiają dzieci z rodzin patologicznych, biednych, które nawet nie są regularnie odwiedzane przez rodziców, a już na pewno nie stać tych rodzin na dożywianie dzieci. Ją akurat było stać, więc robiła to codziennie. Lecz wtedy się zorientowała, że Kacper żywi cały oddział. Nie, Agnieszka nie miała o to tylko wzmogło jej przerażenie: taki szpital w Polsce w XXI wieku?! Wiedziała, jak wygląda służba zdrowia, ale po raz pierwszy zetknęła się z najgorszą jej wersją – psychiatrią dziecięcą. A jednocześnie jej syn leżał w szpitalu i przechodził najgorszy okres – regularnych myśli więc dziwnego, że to był taki etap, kiedy ciągle się zamartwiała. Ba, kiedy mówiła o tym, aż się trzęsła ze słuchając pani Agnieszki, można było być przerażonym. Lecz kiedy Schwertnerowi wydawało się, że usłyszał i zobaczył (na zdjęciach) historie najgorsze z najgorszych, Agnieszka nagle powiedziała: – Aż trudno to sobie wyobrazić, ale jest jeszcze jedna, gorsza historia... I tak oto popłynęła opowieść o czternastoletnim Wiktorze – chłopaku, który urodził się dziewczynką, który był przyjacielem Kacpra i który kilka miesięcy wcześniej rzucił się pod metro. Historia nierozerwalnie z Kacprem związana. To wtedy Janusz Schwertner podejmuje decyzję, że choćby nie wiem co, musi tę sprawę opisać. I to nie tylko historię Kacpra, od którego zaczął się ten temat, ale też Wiktora. Wie także, że w tle obu spraw tli się nie tylko permanentna choroba polskiej służby zdrowia, nie tylko zapaść państwa, które nie reaguje, ale i kontekst społeczny, a nawet – lat dwadzieścia osiem, nigdy nie odnajdywał w sobie homofobii, może czasami w głupich żartach. Ale też nigdy mu ta tematyka nie była jakoś szczególnie bliska. Dopiero to, co zaczęli uprawiać politycy i władza, atakując uchodźców, skojarzyło mu się z prześladowaniem słabszych i wszystkich tych grup, które są w dzisiejszych czasach szczególnie atakowane. Być może odstręczało go od homofobii również i to, że z domu wyniósł obowiązek stawania zawsze po stronie chce opisać historię Kacpra i Wiktora, wierząc, że przy okazji uda mu się pokazać cały splot fatalnych okoliczności, z którymi zderza się młodzież zmagająca się z problemami psychicznymi oraz jej rodzice. Jednak bliscy Wiktora, zwłaszcza jego mama Justyna, przez długi czas nie będą chcieli tej sprawy poruszać: wszystko bolało, poza tym były kwestie prawne, ślimaczące się śledztwo w prokuraturze, walka o odszkodowanie...To blokowało temat. Tymczasem dziennikarz siłą rzeczy wsiąka w te sam dotychczas sporadycznie dostrzegał homofobię w życiu publicznym i w mediach. Owszem, znał z mediów kilka przypadków tragedii ludzi zaszczutych z powodu swojej orientacji seksualnej. Nie był specjalistą w tej dziedzinie – tak jak i dzisiaj nie jest. Lecz właśnie wtedy w Polsce wybucha wściekły atak Kościoła i prawicy na osoby LGBT, ze słynnymi słowami arcybiskupa Jędraszewskiego o tęczowej zarazie. Dziennikarz akurat pisze o tym tekst. I wówczas układa sobie w głowie fakty: jeśli przez trzysta sześćdziesiąt pięć dni w roku trwa w Polsce nagonka na osoby LGBT, to nie może to nie pociągnąć za sobą tragicznych skutków. I tak dotarł do statystyk Kampanii Przeciw Homofobii. Mówią one – spokojnie i na zimno, jak to liczby – że większość nastolatków LGBT w Polsce ma za sobą myśli samobójcze. Ale najmocniej przemawiały historie bliskich znajomych. Schwertner wspomina:– Chyba największe wrażenie zrobiła na mnie historia mojego dobrego kolegi, który do trzydziestego piątego roku życia ukrywał, że jest gejem. W dodatku, żeby się maskować, grał totalnego kobieciarza. Chwalił się tym non stop. Zawsze zagadywał mnie o to, licytował się i tworzył listy dziewczyn, które chciał zaciągnąć do wyrka, i mnóstwo o tym mówił, tworzył taki swój wizerunek. Spotykał się z moją koleżanką. Był najweselszym, najfajniejszym człowiekiem na świecie i nagle zaczęło się z nim dziać coś dziwnego – wszyscy to zauważyli. Poszedł w narkotyki i w dziwne, ryzykowne pomysły. Na przykład? „Przejdę przez kontrolę na lotnisku z tabletką ecstasy”. Potem wsadzał sobie ją do majtek i przechodził. Słowem: zaczęły go kręcić takie sytuacje, które mogły mu zniszczyć całe życie. Wyglądało na to, że jeszcze chwila i albo się zaćpa, albo popełni kiedy już nic go nie mogło nakręcić, wyrzucił z siebie, że jest gejem. To było mocne, bo pochodził z tradycyjnej rodziny z konserwatywnego województwa świętokrzyskiego. Wychowywała go mama, również bardzo konserwatywna, a on był bardzo emocjonalnie z nią związany, wiele pomagał, ale i przeraźliwie bał się jej krytyki. I tego, czy się go nie wyrzeknie. Więc gdy zdobył się na odwagę, a kosztowało go to bardzo wiele, mama nie przyjęła tego ani życzliwie, ani nieżyczliwie. Raczej chłodno, można powiedzieć. Kazała mu iść do księdza, bo jego opinia była dla niej poszedł do księdza. I tu pojawia się wreszcie optymistyczny akcent, bo ksiądz zareagował bardzo spokojnie: „No i co z tego, co w związku z tym? Mam porozmawiać z twoją matką? Jakbyś potrzebował kiedyś pomocy, to jestem do dyspozycji. Jak nie, spokojnie przyjmuję to do wiadomości”. Po tym coming oucie, kiedy usłyszałem, jak trzydziestopięcioletni facet przez dwadzieścia lat życia męczył się tylko dlatego, że w tym społeczeństwie bał się przyznać przed własną matką do orientacji seksualnej, a wokół ci idioci, różni duchowni czy politycy, igrają z życiem trzynasto-, czternastolatków, dużo słabszych psychicznie, to pomyślałem, że coś trzeba przesądziło. Po czasie Janusz sam pojechał do Józefowa. Próbował porozmawiać z lekarzami. Kontakt był jednak bardzo utrudniony. Nie ma co się dziwić: jeśli nie może się do nich dostać rodzic, który ma dziecko z problemami psychicznymi, jeśli nawet na takim poziomie są kłopoty, by się z nimi jakoś komunikować, to na jakie przeszkody może natrafić dziennikarz, który chce opisać jakąś niefajną historię. Wreszcie udało mu się porozmawiać z pracownicą oddziału młodzieżowego. I? Ujmijmy to elegancko: wymieniono argumenty, a każda ze stron pozostała przy swoim w sprawie Wiktora też zachodzi zmiana. Po kilkunastu miesiącach bezskutecznego użerania się z bezdusznym państwem i jego systemem prawno-społecznym rodzina nie uzyskała praktycznie niczego. W końcu jednak doradca rodziny zorientował się, że bez mediów sprawa nie ruszy do przodu, więc dał zielone lutego 2020 roku na głównej stronie portalu ukazuje się Miłość w czasach do zakupu pełnej wersji książki
Janusz Schwertner, „Miłość w czasach zarazy”, z 3 lutego 2020 Obiektywne, rzetelne dziennikarstwo jest zjawiskiem niezwykle rzadkim. Tak samo jak trudnym bywa napisanie artykułu, unikając wartościowania i uzewnętrzniania własnym poglądów. Niełatwym jest ocenianie prac dziennikarzy, dotykających treści poruszających, nie pozostawiających człowieka obojętnym jak publikacja zdobywcy statuetki Dobrego Dziennikarza 2019 – Janusza Schwernera. Podjęłyśmy się razem tego zadania, ponieważ uważamy, że treść, taka jak ta, niewątpliwie zasługuje na zwrócenie uwagi czytelnika oraz wyróżnienie jej na tle innych tekstów. Po pierwsze to, co najbardziej rzuca się w oczy to próba stworzenia, czy może bardziej ukazania, historii. Poprzez podzielenie swojego artykułu na okresy, daty – autor stworzył pewien ciąg przyczynowo- skutkowy, dzięki czemu czytając jego publikację nie mamy wrażenia, że przed nami znajduje się sucha relacja zdarzeń. 17 kwietnia 2019 r. Warszawa, stacja Centrum. Kamery monitoringu śledzą każdy ruch pasażerów metra. Na nagraniu widać, jak chłopak starannie zawiązuje jednego buta, potem drugiego, rozgląda się dookoła, aż w końcu, widząc nadjeżdżający pociąg, spokojnie skacze pod pędzące wagony. Ten zabieg chronologicznego opisania zdarzeń, pozwolił na to, że nie tylko dowiedzieliśmy się „kiedy to wszystko się zaczęło”, ale również łatwiej było nam zrozumieć sytuacje, w jakiej znaleźli się dwaj nastolatkowie, a także towarzyszące im uczucia. Narracja zastosowana przez autora ożywiła spisane przez niego fakty, dzięki czemu czytelnik zyskuje łatwość większego wyobrażenia sobie znaczenia zdarzeń, a także próbę postawienia się w tej sytuacji. Po drugie, równie dobrym pomysłem dziennikarza było umieszczenie zdjęć w swoim artykule. Oczywistym jest, że zdjęcia te niejednokrotnie pomagały zobrazować treść publikacji i zrozumieć jej powagę. Nagle to, co przeczytaliśmy i mogło wydawać się wręcz niemożliwe, zostało poparte obrazem, które nie pozostawiało żadnych złudzeń. Józefów pod Warszawą. Pościel dobrze pamięta pobyt poprzedniego pacjenta. Jest mocno przepocona, wyraźnie brudna, ale najgorsze wrażenie robią zaschnięte plamy krwi, które nie pozwalają nawet na moment zapomnieć o miejscu, w którym się jest. Innym razem autor dodawał zdjęcie, pochodzące z opisywanego przez niego konkretnego okresu, nie komentując go. Ta cisza – nieokraszenie obrazu opisem, potraktowanie go jako kolejnego dowodu – jeszcze bardziej porusza czytelnika, dając kolejny dowód poruszającej treści. Po trzecie, niepodważalnym argumentem zachęcającym do przeczytania tego artykułu jest znajomość poruszonej problematyki oraz wiedza twórcy na poruszony przez niego temat, co jest bez wątpliwości oznaką kunsztu dziennikarza. Tymczasem ketrel to silny lek przeznaczony wyłącznie dla dorosłych. Stosuje się go na schizofrenię i w leczeniu choroby afektywnej dwubiegunowej. Podawanie go dzieciom w sposób niekontrolowany – wbrew sugestiom Europejskiej Agencji Medycznej – może przynieść opłakane skutki na całe życie. Człowiek zachowuje się po nich jak robot, ma problemy z koncentracją nawet przy najdrobniejszych czynnościach. Z kolei stosowanie seronilu można rozważać tylko w przypadku depresji. Wiktor zdiagnozowanej depresji nie miał. Janusz Schwertner, próbując dać pełen obraz opisywanych zdarzeń, skorzystał z możliwości skontakowania się ze specjalistami z obu stron: prokuratorem Jerzym Mierzewskim – prawdziwym ekspertem od zła, który podjął się prowadzenia śledztwa w sprawie śmierci Wiktora, a także z dr Andrzejem Towalskim oraz oddziałem w Józefowie, chociaż w tym przypadku – Dr Andrzej Towalski odmówił rozmowy z Onetem, oddział w Józefowie nie odpowiedział na nasz e-mail z pytaniami. – możliwość kontaktu została odrzucona. Po czwarte, trzeba przyznać, że pomimo podjęcia tak ciężkiego tematu, jakim powiedzmy sobie wprost jest samobójstwo nastolatka nieakceptowanego przez środowisko, autor powstrzymał się od wartościowania. Całą historię, której forma nie pozwala czytelnikowi odłożyć jej „na później” – opisał bardzo obiektywnie i rzeczowo, dzięki czemu zachował szacunek dla Wiktora i Kacpra, a także dla ich rodzin. Takie powstrzymanie się dziennikarza od wyrażania własnych poglądów, daje przestrzeń na refleksję, którą czytelnik może podjąć i samodzielnie w duszy zadać sobie pewne istotne pytania. Jedynym zauważonym przez nas minusem, było powołanie się dziennikarza na badania lub dane, których pochodzenia nie określił. Możemy kilka razy dostrzec posiłkowanie się treścią pewnych badań, choć nie mamy możliwości dowiedzenia ich tytułów, twórców czy dat ich powstania. Badania naukowe wykazały, że podawanie tego leku osobom dorosłym niechorującym na depresję zwiększa ryzyko samobójstwa aż dwukrotnie. Dane pokazują, że blisko 70 proc. nastolatków LGBT w Polsce myśli o samobójstwie. Dodatkowym plusem, o którym w naszej ocenie należy wspomnieć jest dostępność publikacji w formie podcastu, który jest udogodnieniem dla wielu czytelników oraz szansą na dotarcie do szerszej gamy odbiorców. Ścieżka dźwiękowa podcastu pogłębia odczucia i pozwala wyobraźni unaocznić problem. Podsumowując, artykuł wzbudził ogromne zainteresowanie wśród mediów społecznościowych, spotkał się z szeroko wypływającymi komentarzami w sieci. Skala odbioru tego tej publikacji pozwala nam tylko na wysnucie refleksji na temat ogromnego znaczenia poruszonej przez dziennikarza tematyki. Tekst porusza swoją treścią, nie pozostawia obojętnym i stawia wykrzyknik przy sprawie, o której wielu z nas tak naprawdę nie miało pojęcia. Odwołanie się dziennikarza do słowa zarazy w tytule, faktycznie wcześniej pojawiającej się w Polsce w kontekście środowiska LGBT tylko potęguje rozpiętość problemu. Czapki z głów, dla Janusza Schwertnera, który po raz kolejny udowodnił, że zasługuje na miano Dobrego Dziennikarza. Chcemy Państwa uczulić, że tak neutralne opisanie jakiejkolwiek sytuacji, jest nie lada wyzwaniem, a zdając sobie sprawę z wagi poruszonego przez dziennikarza tematu, fakt ten zasługuje na jeszcze większe wyróżnienie i podziw. Podsumowanie i ocena: 4,9/5 • kryterium prawdy: 1/1• kryterium obiektywizmu: 1/1• kryterium oddzielenia informacji od komentarza: 0,9/1• kryterium szacunku i tolerancji: 1/1• kryterium zasadności tytułu: 1/1
miłość w czasach zarazy janusz schwertner